Spotkała swój Strach
Mały chłopczyk ściskający w dłoni łysą lalkę, opuścił głowę, a potem nagle
wystrzelił nią w kierunku niewiele starszej dziewczynki. W jego oczach tańczyły
płomienie, a usta przybrały dziwny grymas. Ukazał się szereg pożółkłych zębów,
których przedtem nie miał. Dwa skrajne wyraźnie się wydłużyły, tworząc kły,
których końcówki zalśniły w słońcu. Mutant rzucił się na dziewczynkę, a ta w
odpowiedniej chwili uskoczyła. Potem, jak gdyby nic, jej ciało wyparowało.
Pomarszczona sukienka opadła.
Dziewczyna nie potrafiła wyzbyć się strachu, który zawładnął jej myślami. W
końcu ohydna dłoń dotknęła jej policzka. Była zimna. Cienkie palce z ogromnymi
paznokciami pogładziły skórę. Tego, co wtenczas czuła, nie można z niczym
porównać . Wiedziała o tym. Pozostawało pytanie, które na jej miejscu zadałaby
sobie każda kobieta: „Dlaczego ja?”.
A potem wydarzyło się coś niebywałego. Zupełnie nie była na to przygotowana.
Potwór odchylił głowę na bok i spytał:
— Dlaczego się boisz?
Do oczu napłynęły jej łzy. Ciężka kropla znalazła ujście i powędrowała do ust.
Była słona, cholernie słona. Nie odpowiedziała od razu, próbując się oswoić z
jego słowami. Potwór próbujący nawiązać kontakt to coś niezwykłego,
zdecydowanie. Bardziej niż pytania spodziewała się rozłupanej czaszki, widoku
własnej krwi. Poszarpanych kawałków ciała na podłodze, i towarzyszącej temu
agonii. Jeszcze przed chwilą modliłaby się o szybką i lekką śmierć. Pawie
bezbolesną. Teraz, kiedy sprawy nabrały zupełnie innego obrotu, nie była pewna
właściwej reakcji. Milczeć, czy dać nogę? Potwór potrzebuje trochę czułości,
była tego pewna. Oczy, i ten dziwny blask. Czarne plamy na tle zabarwionym
krwią. Masa popękanych naczynek krwionośnych. Sącząca się śmierdząca
wydzielina. On był obleśny! Nie, potwór nie mógł czuć! Spięła mięśnie łydek,
gotowa do ucieczki. Teraz, to najodpowiedniejszy moment…
Zatrzymał ją głos potwora. Doznała paraliżu.
— Nie skrzywdzę cię, przysięgam. Pozwól mi tylko przez chwilę na siebie
popatrzeć. Obróć się, błagam.
Boże, o co mogło mu chodzić? Dlaczego nie atakował?
Wróciło czucie w dłoniach. Teraz mogła swobodnie przeczesać włosy. Zrobiła to,
dotykając przy okazji miejsca, w którym czuła przed chwilą chłód dłoni potwora.
Odsunęła się od niego, bardzo niepewnie. Co nią kierowało – nie wiadomo. Sama
nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Wtedy. Odwróciła się przez lewe
ramię, robiąc pełny obrót. Kiedy na powrót znalazła się w dotychczasowym
miejscu, potwór złapał jej dłoń. Nawet nie drgnęła, zrobiła to dopiero wtedy,
kiedy przyłożył ją do swego ropiejącego policzka. Na wierzchniej części czuła
lepkość dziwnej wydzieliny. Spróbowała wyobrazić sobie jej smak. Wzdrygnęła się
na tę myśl. Dreszcz przeszył jej ciało w kierunku stóp, jakby uchodząc w
ziemię. Do otoczenia. Od tej chwili czuła się spokojna. Nie zupełnie, ale na tyle,
by myśleć logicznie. Pozostałości po strachu wydawały się zakładać blokady na
jej wargi. Nie mogła nimi poruszyć.
Czy wyczytał to z jej zachowania, czy przez zupełny przypadek, potwór, jakby na
zawołanie, palcem wolnej dłoni dotknął jej ust. A wtedy stało się coś
niesamowitego. Zapora ustąpiła, a spomiędzy warg wydobyły się słowa pełne
emocji.
— Potrafiłabym cię pokochać. Nawet jako bestię.
Potwór nie był zaskoczony. Nie dawał tego po sobie poznać. Jego twarz, zupełnie
pozbawiona wyrazu, nie pozwalała odczytać żadnych emocji. A może spodziewał się
takiej właśnie reakcji?
Nie wiedziała, że wraz z tym pytaniem zamknie pewien rozdział w znajomości z
potworem. Na jego kartach nie zapisała wiele, jednak wystarczająco dużo, by
zwykły śmiertelnik trudził się z odczytywaniem przez całe życie. To była
historia nie do opowiedzenia. Język swoim bogactwem nie pozwalał opisać emocji
i uczuć, które stały ponad wszystkim. Nawet śmiercią.
Ciszę przerwał zmaterializowany strach.
— Potrafiłabyś pokochać potwora?
— Jesteś moim wytworem, czuję się odpowiedzialna – odpowiedział bez
zastanowienia.
A powinna ugryźć się w język. Przemyśleć kolejne słowa. Było na to za późno.
Wielka ręka z głośnym plaśnięciem spoczęła na jej policzku. Zachwiała się i
upadła. Otwierając oczy dostrzegła, że w miejscu drewnianych krokwi i
niewielkiego dywanu jest śnieg. Krystalicznie czyste płatki zaczęły coraz
mocniej smagać ją po twarzy. Podniosła się, i stała tak, otoczona padającym
śniegiem. Stała wpatrując się w ciemną przestrzeń. Potwór zniknął.
Zadarła podbródek. Westchnęła. Zaczerpnęła tak wiele powietrza, ile tylko były
w stanie pomieścić płuca.
A potem zaczęła iść, pozostawiając za sobą ślady małych stóp. Dziesięć, sto,
tysiąc. I więcej. Szła, wiedząc, że tam gdzieś czyhają inne koszmary, z którymi
przyjdzie się zmierzyć. A potem ciemność zniknie i nastanie zwyczajny, pogodny
dzień.
napisałem w 2009 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz